Niewypowiadalne. „Wojna powietrzna i literatura” W.G. Sebalda

Edycja 2022

W Wydawnictwie Ossolineum ukazało się właśnie nowe wydanie esejów W.G. Sebalda Wojna powietrzna i literatura w tłumaczeniu Małgorzaty Łukasiewicz. Trwa u mnie nadal faza „niepiśmienna”, więc zamiast nowego tekstu prezentuję recenzję, która powstała w 2012 roku przy okazji pierwszego wydania książki.

Wojna powietrzna i literatura – jak soczewka – skupia w sobie najważniejsze wątki pisarstwa W.G. Sebalda. W manifestacyjnej repetycyjności prozy autora tkwi niezaprzeczalny urok – czytać ją trzeba nie tyle w oczekiwaniu na nową treść czy zaskoczenia narracyjne, ale niejako „w głąb”, poszerzając skalę odczuć wokół zjawisk, z którymi już zostaliśmy zaznajomieni. Znajdziemy zatem w Wojnie… i fascynację ruinami (znaną chociażby z Pierścieni Saturna), i grozę zniszczenia ujętą w kategoriach „historii naturalnej” (tamże), wątki żydowskie (Wyjechali), pracę meandrycznej pamięci (Austerlitz), i szereg innych tematów i strategii pisarskich, które ugruntowały wysoką pozycję Sebalda w Polsce. W najnowszym zbiorze autor postępuje w ten sam sposób, co chociażby w Austerlitzu (od której to powieści zaczęło się u nas powszechne zainteresowanie Sebaldem), gdzie czytamy o strumieniu wspomnień: „każde ciągnęło za sobą łańcuch kolejnych, sięgających coraz dalej w głąb, zupełnie jak zwielokrotniający się w nieskończoność labirynt sklepień, który majaczył mi w zasnutym szaro powietrzu” (Austerlitz, s. 169). Podobnie w Wojnie… zatarte zostają granice między esejem, biografią i prozą, co sprawia, że mimo pozornych różnic (Austerlitz i Wyjechali posiadały wyraźniejszą, choć nieustannie podważaną powieściową strukturę narracyjną) mamy wciąż do czynienia z tą samą, pograniczną pod względem rodzajowym i gatunkowym opowieścią, którą Sebald snuł w ciągu jedenastu lat, od 1990 roku (Czuję. Zawrót głowy) aż do swojej tragicznej śmierci. Okazuje się zatem, że najważniejszą odmiennością Wojny… jest… rozmiar książki, tyle że liczba stron jest tu pochodną czegoś ważniejszego – zwięzłości. A tej, jak pamiętamy, Sebald dotąd unikał, melancholijnie klucząc od wątku do wątku, tworząc – chociażby w Pierścieniach Saturna – bardzo rozbudowaną sieć nawiązań, dygresji, aluzji.

Dlaczego Sebald w Wojnie powietrznej… postawił na zwięzłość? Zwróćmy uwagę, że kluczowa część książki, jej tematyczny kręgosłup, to ledwie siedemdziesięciostronicowy esej tytułowy, poświęcony milczeniu niemieckiej prozy wobec traumy masowych bombardowań alianckich i niemal całkowitego zniszczenia niemieckich miast u schyłku II wojny światowej. Trzecia część tego eseju, zajmująca czterdzieści stron, zostaje określona przez Sebalda już jako postscriptum do tekstu właściwego – zapisu wykładów wygłoszonych przez pisarza w Zurychu. Do tego czytelnik Wojny… otrzymuje esej biograficzny Pisarz Alfred Andersch oraz Uwagę wstępną. Poza „rdzeniem” tom składa się zatem jeszcze z osiemdziesięciu aneksowych stron, całość jednak i tak jest zdecydowanie krótsza niż pozostałe znane w Polsce książki Sebalda, a błądzący sposób prowadzenia narracji (mnożenie dodatków, dopowiedzeń, dygresji) tym razem nie prowadzi do melancholijnego gadulstwa. Wydaje mi się, że zmiana ta – choć oczywiście podyktowana formułą „wykładów” – jest drugą możliwą reakcją pisarską na skrajne, niewypowiadalne doświadczenie porażenia śmiercią i zniszczeniem. Z jednej więc strony Sebald proponuje teksty rozgadane, pozbawione narracyjnego centrum (skoro po Zagładzie sens się ulotnił), nie mogące się skrystalizować wobec milczenia przeszłości (stąd łączenie Sebalda z koncepcją postpamięci), z drugiej – w Wojnie…, operuje lapidarnością, próbuje uwagę czytelnika skupić na tym, co najważniejsze, nawet w wątkach pobocznych nie odchodząc zbyt daleko od głównego tematu. Przy czym taka ekonomizacja wcale nie ułatwia docierania do istoty traumy wojennej i w tym tkwi przewrotny paradoks Wojny…. W efekcie także obierając tę drugą metodę, pisarz pozostaje bezradny wobec tego, co przekracza możliwość rozumienia i zapisu. Nie bez powodu Sebald wielokrotnie powtarza w omawianym tomie, że właściwie nie sposób intelektualnie i emocjonalnie wniknąć w historię nalotów czy osobiste zranienia z nimi związane. Czytamy więc o „wiedzy niewspółmiernej ze zdrowym rozsądkiem” (s. 20), „zawoalowaniu tego, co przekracza wszelkie pojęcie” (s. 18), oraz o tym, że znamy fakty dotyczące brytyjskich nalotów dywanowych, „ale nie wiemy, co to tak naprawdę znaczyło” (s. 12). Przy tym jednocześnie to właśnie lektura twórczości literackiej staje się dla Sebalda sposobem na choćby częściowe odsłonięcie prawdy. Ostatnie zdania Wojny… brzmią w tym kontekście mimo wszystko zaskakująco, być może jako deklaracja wiary w możliwości poznawcze języka prozy: „Twórczość literacka to płaszcz, który to [biografię Alfreda Anderscha – W.R.] osłania. Ale wszędzie prześwieca kiepska podszewka” (s. 165). Zaskakująco, bo też „prześwietlanie” literackich świadectw „wojny powietrznej” najczęściej prowadzi autora Wyjechali do pesymizmu poznawczego.

W swojej strategii śledczej Sebald dokonuje niemal psychoanalizy narodu – kolejno przywoływane teksty prozatorskie, reportażowe i eseistyczne autor traktuje jako zapis wyobraźni zbiorowej, którą interpretuje, próbując dotrzeć do tego, co najgłębiej wyparte. Dlatego też płynnie przekracza granice między tekstem artystycznym, analizą psychiki zbiorowej, relacją prasową, biografią. Ryzyko podjęcia takiej „terapeutycznej” metody jest doskonale znane, zyskiem jest natomiast lista efektownych figur charakteryzujących umysłowość niemiecką czasów wojny i powojnia. Od świadectw literackich Sebald robi wycieczki w kierunku codzienności lat powojennych, „odsłaniając” chociażby motywacje psychologiczne stojące za gospodarczym prosperity Niemiec lat 60. i 70. czy wyjaśniając narodową pasję podróżowania. Brzmi to błyskotliwie, gdy Sebald traktuje tę ostatnią jako efekt nieprzepracowanej traumy masowych ucieczek z bombardowanych miast i wpływ lęku przed osiadłością (s. 45), nie jestem jednak przekonany, czy połączenia takie nie bywają arbitralne. Takich zastanawiających (co nie znaczy: nietrafionych!) interpretacji znajdziemy w Wojnie powietrznej sporo. I tak przykładowo Sebald upatruje źródeł powojennego skoku gospodarczego Niemiec zarówno w planie Marshalla, ale też w całkiem banalnym… zniszczeniu przez naloty przestarzałych urządzeń przemysłowych, w doświadczeniach logistycznych nabytych w systemie nazistowskim, lecz również w woli zamknięcia przeszłości i w „powszechnie strzeżonej tajemnicy zamurowanych u podwalin naszej państwowości trupów” (s. 21). Sebald wchodzi przy tym w rolę „psychoanalityka złośliwego”, bo też – jak zauważa ze zdumieniem – Niemcy po II wojnie światowej nie wykazują żadnych objawów chorobowych; zaskakuje go „niemal kompletny brak głębszych zaburzeń psychiki narodu niemieckiego” (s. 20). Narrator-terapeuta Wojny… to zatem ktoś, kto chce zmierzyć się z problemem, którego właściwie nie ma.

Dość jednak zaskakująca ta nieobecność traumy. Pamiętajmy, że obsesją Sebalda jest „długie trwanie” figur wyobraźni zbiorowej, które raz wydobyte na powierzchnię (ideologii, sztuki), wywołują tragiczne skutki po latach. W Austerlitzu autor wykreślił linię między typową dla nowożytnej sztuki wojennej koncepcją doskonałej, geometrycznej twierdzy, a nazistowską eksterminacją (czego przykładem było usytuowanie w takiej właśnie twierdzy obozu zagłady w Terezinie). Podobnie w Pierścieniach Saturna, w których pełna trwogi fascynacja hipertrofią architektury publicznej i przemysłowej (głównie XIX wiecznej) prowadziła narratora do refleksji o Zagładzie jako o logicznym przedłużeniu europejskiego pochodu postępu. Podobnie w Wojnie powietrznej…: historia „jako przemilczenie, nieobecność, znamienna także dla innych sfer dyskursu” (s. 84) mimowolnie odsyła do tego, co zostało wyparte z pamięci społecznej. Sebald tropi symptomy niedostrzegalnego na pierwszy rzut oka cierpienia, rejestrując fakty marginalne, lecz z szokującą dosłownością uzasadniające wyjściowe tezy książki: a to gromadzi liczne opowieści o matkach, które po bombardowaniach podróżują z trupami swoich dzieci w walizkach, to znów odkrywa, że po wojnie „pod ladą pewnej hamburskiej księgarni obmacywano i sprzedawano fotografie leżących na ulicach po burzy ogniowej zwłok, jakby to były artykuły pornograficzne” (s. 116). Doprawdy, nie sposób wraz z Sebaldem nie przeżywać szoku po przeczytaniu tej lapidarnej, wtrąconej mimochodem relacji. Autor – choć nie wiem, na ile świadomie – w sposób drastyczny sugeruje, że powojenne wymazywanie pamięci opiera się na tej samej „procedurze”, co Zagłada: do opisu obu, pozornie nieprzystawalnych faktów stosuje ten sam język. Wspomiane „długie trwanie” ważne jest w Wojnie powietrznej… nie tylko w kontekście powojennych losów Niemców czy losu własnego („stamtąd, od okropności wcale przeze mnie nieprzeżytych, pada na mnie cień i nigdy się z niego całkiem nie wydobędę”, s. 85), ale też – w kontekście artystycznych toposów kształtujących wyobraźnię niemiecką w czasach przednazistowskich (negatywnym dowodem ciągłości stają się dla Sebalda obsesyjne obrazy filmowe Fritza Langa i arystokratyczny klerkizm Ernsta Jüngera).

Osobnego wspomnienia domaga się (obecny także w Pierścieniach Saturna) wątek „historii naturalnej zniszczenia”, bo też na jego marginesie Sebald dokonuje wyraźnej oceny materiału literackiego epoki powojennej i wykłada własną wizję wiarygodnego świadectwa. Czym jest „historia naturalna zniszczenia”? Na pierwszy rzut oka idea wydaje się szokująca: Sebald poszerza analizę katastrofy bombardowań o relacje dotyczące owadów, gryzoni, roślin pokrywających hałdy gruzów, smrodu dobywającego się z zawalonych piwnic, bombardowania berlińskiego zoo (w Pierścieniach… fragmentom o zagładzie kolonizowanego Konga towarzyszyły historie masowej rzezi… jedwabników i bałtyckich śledzi). W gruncie rzeczy chodzi jednak o jeszcze silniejszą krytykę zachowań społecznych, które faktycznie miały miejsce podczas II wojny: „Po ludzkiej naturze oczekuje się jednak pewnej miary empatii. (…) podtrzymywanie drobnomieszczańskich obrzędów kawy na hamburskich balkonach pod koniec 1943 roku ma w sobie coś zastraszająco absurdalnego i skandalicznego” (s. 53). „Naturalizowanie” katastrofy wojennej (pisarza, obsesyjnie niechętnego niemieckości, spotkały zresztą zarzuty o relatywizowanie niemieckiej winy wojennej) ma jednak tę zaletę – przekonuje Sebald – że pomaga lepiej zrozumieć jej „samorzutny” rys: „bez naszego udziału dojrzewające, a potem na pozór nieoczekiwanie wybuchające katastrofy niejako eksperymentalnie antycypują moment, w którym z naszej autonomicznej – jak przez długi czas mniemaliśmy – historii wpadamy w historię naturalną” (s. 80 – Sebald formułuje tę myśl w trybie pytania). Katastrofa z tej perspektywy bliższa jest być może powszechnemu, intuicyjnemu spojrzeniu na tragedię: przychodzi ona zawsze nie w porę, zawsze zaskakująca i nie do zatrzymania przez jednostkę, państwo czy ludzkość. Czy w ten sposób, pomijając problem osobistej odpowiedzialności za udział w złu, nie podtrzymujemy demonicznego rysu wszelkich zagład, a tym samym – czy odzyskujemy ważność jednostki jako istoty słabej, co zobowiązuje nas do jej „ochrony” (znów biologiczne skojarzenie)? W tym sensie projekt „historii naturalnej” może prowadzić do etycznego maksymalizmu.

„Naturalizm” Sebalda ściśle wiąże się z wyłożonym przy okazji programem prozy mierzącej się z katastrofą. Autor bardzo wyraźnie krytykuje wszelkie przejawy estetyzacji wojny i zniszczenia, nadając tej tendencji rys amoralny (widać to zwłaszcza w eseju o Alfredzie Anderschu), odrzuca także sztuczność języka, który ukrywa realność nagiego doświadczenia. Tylko „ideał prawdy”, wyzyskany w protokolarnej, trzymającej się konkretu relacji (kojarzącej się – a jakże – z pracą naukowca!) był w stanie zdaniem Sebalda w latach powojennych adekwatnie uchwycić doświadczenie Niemców. Tylko taki dyskurs bowiem zrywał z tkwiącymi w niemieckiej tradycji pokładami obrazów, wyzyskanych w okresie nazistowskim (stąd być może nieczytelna dla nas niechęć Sebalda do niemieckiego kina ekspresjonistycznego), ale też z nasiąkniętym nazistowską ezoteryką językiem prasy. Sebald tropi (zwłaszcza w biografii twórczej Anderscha) zależności prozy i publicystyki powojennej od fantazmatów i obsesji wpojonych intelektualistom w czasach Hitlera, ujawniając pozorność denazyfikacji świata kultury. Być może właśnie dlatego całe pisarstwo Sebalda próbuje wymknąć się literackości, oscyluje wokół biografii, autobiografii i eseju, niszczy znane skądinąd struktury narracji? Jeśli tak, to oczywiście zapytać trzeba, czy stosowane często w Pierścieniach… i Austerlitzu tropy melancholijne nie są tego rodzaju niebezpieczną estetyzacją? Swoją drogą, interesujący jest wątek „śledztwa”, jakie pisarz przeprowadza wobec Anderscha – pisarza kreującego się na literacką gwiazdę powojennej prozy niemieckiej (Andersch publicznie deklarował, że chce być popularniejszy od Tomasza Manna!) i „emigranta wewnętrznego”, zdaniem zaś autora Wyjechali – zwykłego, amoralnego konformisty o drobnomieszczańskich nawykach. Oczywiście kwestia ta wpisuje się w konflikt pokoleniowy, który wybuchł w Niemczech w latach 60. na tle stosunku do nazizmu i próby kolejnego jego rozliczenia (z tego samego buntu wyrasta chociażby Lektor Bernharda Schlinka), ale bardzo przypomina też polskie dyskusje wokół „rozliczeniowych” śledztw czy biografii.

Rozliczenie W.G. Sebalda z powojenną wyobraźnią zbiorową stanowi arcyciekawe świadectwo zmagań z rzeczywistością, która wymyka się poznaniu. W tym upatruję zresztą najważniejszego waloru całego pisarstwa autora. Przebijanie się przez pokłady kultury, pamięci, wyparć, języka – modernistyczne z ducha – nie zostało wszak doprowadzone do końca; przerwane przez nagłą śmierć pisarza, skazało na melancholię także kolejne interpretacje. Zawieszone w hipotezie „niewypowiadalnego”, skazane na ciągłe powroty do ruin-fragmentów. Wojna powietrzna uzmysławia, że sposób ujmowania doświadczenia wojennego w tekstach Sebalda jest także sugestywnym sposobem uprawiania sztuki lektury w ogóle – lektury intrygującej językowo i kompozycyjnie, ale i nie tracącej kontaktu z prawdą doświadczenia. Jakkolwiek prawda ta jest zawsze o kilka kroków za nami.

W.G. Sebald: Wojna powietrzna i literatura. Przeł. Małgorzata Łukasiewicz. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2012 [recenzja na podstawie tego wydania].

W.G. Sebald: Wojna powietrzna i literatura. Przeł. Małgorzata Łukasiewicz. Wydawnictwo Ossolineum. Wrocław 2022.

PIERWODRUK: „OPCJE” 2012, nr 2 (87).